Poznać prawdę
Staram się być przeciwko systemowi.
Udaje rebelianta.
Twierdze, że nienawidzę zasad.
Ale wszystko co robię, to zastępowanie zasad innych na moją własną.
A to prosta zasada:
mówię bezceremonialną, szczerą prawdę w najsurowszych, najmniej przyjemnych słowach.
I co ma być to będzie.
Co się zdarzy - będzie słuszne.
I wszyscy poza mną to tchórze.
Ale to nie tak.
Nie jest tchórzostwem nie nazwać kogoś idiotą.
Ludzie nie są taktowni i uprzejmie tylko dlatego, że tak jest miło.
Robią tak, bo mają we sobie odrobinę pokory.
Wiedzą, że będą popełniać błędy
i że ich działania będą mieć konsekwencje.
I wiedzą, że te konsekwnecje są ich winą.
Pomysły nie są ani dobre ani złe,
ale wyłącznie tak użyteczne jak to co z nim zrobimy.
Tylko działania mogą narobić szkód.
To brzmi jak ja.
Więc nie robisz nic.
Nie zależy ci, czy masz żyć czy nie?
Nie chcę słuchać semantyki.
"Zależy, bo żyję." czy
"Nie mogłoby mi zależeć, gdybym był martwy."
Czy ktoś przejąby się stratą takiego kpiarza?
Pozwole wam się zagłębić w swoją podświadomość:
Uważam, że jedyna prawda jaka się liczy
to ta, którą można zmierzyć.
Dobre intencje się nie liczą.
To co masz w sercu się nie liczy.
Troska się nie liczy.
Ale życia nie da się zmierzyć
liczbą wypłakanych łez kiedy ktoś umiera.
Tylko dlatego że nie możesz ich policzyć,
dlatego że nie chcesz ich policzyć,
to nie znaczy, że nie istnieją.
To nie ma sensu.
A nawet jeśli się mylę,
dalej jestem nieszczęśliwy.
Naprawdę sądze, że celem mojego życia
jest poświęcenie siebie i nie dostanie nic w zamian.
Uważam że nic nie ma celu.
Jedyną przyzwoitą rzeczą w moim życiu - zanieczyściłem ją, obdarłem ze znaczenia.
Jestem nieszczęśliwy za nic.
Nie wiem po co chce żyć.